środa, 11 stycznia 2017

Rozdział 4

Nowy rok i nowy rozdział. Dziś zapraszam na rozdział 4. 
Z dedykacją dla pewnej czytelniczki, która stwierdziła, że widzi nadzieję w tym opowiadaniu :)
Bez dłuższego przedłużania. Zapraszam do czytania! 

"Cogito, ergo sum"~ Kartezjusz

* * *

  Bill nie spodziewał się, że jego matka potrafi aż tak podnieść głos. Stał, słuchając tego, co mówiła Simone. Kiedy kobieta skończyła, chłopak również musiał dodać swoje trzy grosze.
– Sprawiłaś sobie jakąś gówniarę i ona jest teraz najważniejsza! Twój syn już się nie liczy!? Wolisz to coś? Wolisz, abym spał na czymś, co nie przypomina nawet łóżka? Dobrze wiesz, że nie lubię, jak ktoś dotyka moich rzeczy, a mimo to dałaś jej mój pokój! Nie życzę sobie, aby to coś spało w moim łóżku!
Nic więcej nie musiał dodawać. Szatynka podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze minęła Billa i delikatnie go szturchnęła ramieniem. Zabrała buty i płaszcz i wyszła z domu. Przeszła przez furtkę i zniknęła wszystkim domownikom z oczu.

* * *

– Jak mogłeś wypowiedzieć takie słowa!? Ta dziewczyna jest tu zaledwie od dwóch dni! A teraz marsz do swojego pokoju! – huknęła Simone i udała się do swojej sypialni. Młodszy bliźniak skierował się do swojego pokoju. Słychać było tylko trzaskanie drzwi. Po chwili zjawiła się pani Simone ubrana w dżinsy i sweter.
– Jak skończycie jeść, to posprzątajcie – powiedziała kobieta i ruszyła do małego korytarzyka.
– Pomogę pani – usłyszała za sobą głos perkusisty. Kobieta tylko pokiwała głową i razem wyszli na mroźny poranek. Gustav skręcił w prawo, a kobieta w lewo.
 Simone przeszła kolejne metry. Niestety nie spotkała nikogo na drodze. Wyjęła telefon i wybrała numer do perkusisty.
– No i jak? Znalazłeś ją? – zapytała, kiedy tylko chłopak odebrał.
– Niestety nie – usłyszała tylko w słuchawce.
– Myślisz, że poszła do centrum? – spytała zniecierpliwiona kobieta.
– Simone, ona sobie poradzi. Jestem tego pewien. Chodź, wrócimy do domu – powiedział. Jeszcze chwilę rozmawiali i kobieta udała się w drogę powrotną.
Gdy wrócili do domu, w salonie siedzieli prawie wszyscy prócz Billa, który nadal był w swoim pokoju. Wyszedł po chwili, gdy usłyszał głos matki, która rozmawiała z ojczymem w kuchni. Bill wszedł do pomieszczenia, kiedy Gordona już tam nie było.
– Przepraszam– powiedział cicho.
– Nie mnie powinieneś przepraszać– odpowiedziała i odeszła z gorącą herbatą w ręku.

* * *

Nastolatka tak naprawdę nie zaszła daleko. Kiedy wyszła, skręciła w prawo, obeszła wszystkie domy i wróciła do domu Kaulitzów. Weszła do małej drewutni i zamknęła za sobą drzwi. Po kilku minutach siedzenia bezczynnie, postanowiła złapać za nieopodal leżącą siekierę i narąbać trochę drewna na rozruszanie się. Porąbane drwa układała w stosik, jedno na drugim przy ścianie.
Układała już właśnie drugi stosik, kiedy drzwi drewutni się otworzyły. W wejściu stał Gordon z pustym koszykiem w ręku.
– Ty, tutaj? – zapytał i wszedł do środka.
– Musiałam trochę ochłonąć – odpowiedziała i wzięła od mężczyzny koszyk. Zaczęła nakładać drewno.
– To ty narąbałaś tyle drewna? – spytał muzyk, wskazując na poukładane kawałki. Dziewiętnastolatka pokiwała głową.
– Mieszkam na wsi. Tam trzeba wszystko umieć – odpowiedziała po chwili, od razu podając mu pełen koszyk. Uśmiechnęła się i zabrała swój szalik z małego pniaczka, na którym go zostawiła. Zarzuciła go na szyję i zapięła płaszcz.
Razem weszli do domu. Wystarczyło, że Gordon krzyknął jedna słowo: „znalazłem”, a przy dziewczynie znaleźli się wszyscy. Pierwsza była Simone. Ostatni był Bill, którego w ogóle się nie spodziewała. Wszyscy zadawali jej po kilka pytań naraz. Nie odpowiedziała na żadne. Po prostu usiadła na kanapie i siedziała. Gustav wziął od niej płaszcz i buty. Georg przyniósł gorący kubek z napojem. Pani Simone podała jej talerz z ciepłym obiadem, a Tom przykrył ją kocem.
Nie sądziła, że jest tak głodna. Od rana musiało jednak minąć trochę czasu. Spojrzała na zegarek. Zbliżało się wpół do drugiej. Ze smakiem zjadła cały podany jej obiad oraz wypiła herbatę z cytryną. Siedząc i oglądając poczynania osób w telewizorze, nie wiedziała, kiedy zasnęła.
Z chwilą, kiedy się obudziła, wiedziała, że coś jest nie tak. Nie znajdowała się w salonie tylko w przytulnym i nie za dużym pokoiku. Było tu posprzątane, a na biurku znajdował się jej komputer i inne rzeczy. Nieopodal w kącie stała jej walizka oraz plecak. Podniosła się na łokciach i rozejrzała się po pomieszczeniu. Ściany były lekko szare, a na jednym z boków były namalowane czarne wskazówki, gdzie zaleźć dane miasto. Przesunęła łokieć i na podłogę wypadł z niemałym hukiem jej telefon. Podniosła go i zerknęła która godzina. Dochodziła osiemnasta. Podniosła się całkowicie z łóżka, zaścieliła i poprawiła wczorajsze ubrana, które nadal miała na sobie.
Wyszła z pokoju i od razu natknęła się na młodszego z bliźniaków. Przyspieszyła kroku, ale chłopak dogonił ją, nim wynurzyła się z małego korytarzyka, w którym były zamieszczone drzwi do pokojów.
– Chciałbym cię przeprosić – powiedział.
– Niech ci będzie, ale i tak cię nie lubię – wysyczała mu to prosto w twarz. – Jesteś zapatrzonym w siebie dupkiem, który nie widzi nic innego jak tylko swój czubek nosa i swoje potrzeby. Wiesz, co ja robię z takimi ludźmi jak ty? – zapytała, lecz nie czekała na odpowiedź. – Gardzę nimi. Z nimi nie da się żyć. Radzę ci na przyszłość nie zadzierać ze mną, bo skończy się to źle. Dla ciebie, jak i dla twojego wielkiego ego.
Wokalista nic nie odpowiedział, tylko puścił trzymany łokieć, za który ją złapał. Nastolatka odeszła jak najszybciej było jej to dane i spokojnie z uśmiechem na twarzy weszła do salonu, w którym siedział tylko Tom.
– Cześć – przywitała się i usiadła obok niego. – Gdzie twoi rodzice?
– Pojechali do jakichś znajomych, czy coś. Kolację masz w lodówce – odpowiedział i wziął do ręki puszkę z piwem, która stała na stole. – A mama kazała dać ci to – podał nastolatce kartkę.
– Dzięki – odezwała się, biorąc kartkę. Rozłożyła ją i jej oczom ukazał się plan lekcji. – O, mam jutro dwa niemieckie, matematykę, fizykę, etykę, muzykę oraz biologię – powiedziała bardziej do siebie, niż do chłopaka. W tym momencie wszedł Bill. Nie usiadł koło nich tylko w fotelu po stronie brata. Nawet na chwilę nie zerknął na dziewczynę.
Podczas gdy szatynka studiowała swój plan zajęć na cały tydzień, blondyn chciał zabrać bratu pilota, którego on miał w dłoni. Z niedowierzaniem pokręciła głowa i odłożyła plan na stolik.
– Mówiłam, że egoista i dupek – to powiedziawszy, wstała i udała się do kuchni. W oddali dało się słyszeć cichy śmiech Toma. Scarlet weszła do kuchni i rozejrzała się za lodówką. Podeszła do niej i otworzyła ją, wyjęła przygotowaną dla niej kolację. Widząc, że to zapiekanka, włożyła ją do piekarnika i przez kilka minut głowiła się jak ustawić czas. Tyle różnych przycisków i pokręteł, że nie wiedziała co do czego. Nigdy nie miała problemu z kuchenną techniką, lecz ten piekarnik mocno różnił się od tego, który miała w domu. Właśnie znalazła wyświetlacz z czasem, kiedy do kuchni ktoś wszedł.
– Co? Nie wiesz co to piekarnik? – usłyszała drwiący głos Billa za sobą.
–Szukasz guza, chłopczyku – odpowiedziała i wcisnęła guzik z czasem na pięć minut. – Nic nie jest mi obce. Mogę się założyć, że ty nawet prostego dania nie umiesz ugotować. Jedynie co ci dobrze wychodzi, to dbanie o swoją dupę i picie piwska – to powiedziawszy, wyszła. Wróciła do salonu i usiadła koło szatyna. – O nie, miałam przynieść sobie coś do picia.
Wstała i znów udała się do kuchni. Gdy tylko weszła, zobaczyła, jak Bill pochyla się nad piekarnikiem.
– Co robisz? – zapytała i podeszła do niego.
– Czas się skończył, więc przestawiłem na kolejne minuty – odpowiedział i wziął szklankę z szafki. Nastolatka zaś odkręciła małą butelkę wody niegazowanej i pociągnęła mały łyczek. Usiadła na krzesełku i już poczekała na swoją kolację. Kiedy piekarnik dał cichy znak, że potrawa gotowa szatynka wyjęła naczynie żaroodporne i postawiła na desce do krojenia.
Po chwili szukania znalazła talerze i odkroiła kawałek zapiekanki. Zabrała sztućce i ruszyła do salonu. Usiadła przy małym stoliku i zaczęła jeść. Zajadała się, spoglądając na telewizor, w którym leciał jakiś serial.
Siedzieli tak do późna nawet wtedy, kiedy wrócili państwo Trümper, a pani Simone zobaczyła, że nastolatka nadal siedzi z bliźniakami, od razu ją pogoniła do łazienki i do łóżka.

* * *

W poniedziałek rano obudziła ją mama bliźniaków. Szatynka wstała i wybrała ze swojej walizki czarną rozkloszowaną spódnicę, do tego założyła czarną koszulę z czerwonymi elementami. Zrobiła makijaż i wyszła z pokoju. Usiadła do stołu i zabrała się za jedzenie śniadania. Po skończonym posiłku wróciła się do pokoju i zabrała plecak, po czym udała się do małego korytarzyka włożyć płaszcz i glany.
– Ile masz dziś lekcji, skarbie? – zapytała Simone, wychylając się z kuchni.
– Jak dobrze pamiętam to siedem – odpowiedziała. – Nie wiem, o której będę miała autobus powrotny.
– No dobrze, dobrze. Idź już, bo się spóźnisz. Miłego dnia – krzyknęła kobieta za nastolatką.
Scarlet wyszła z bramy i trzema krokami podeszła do przystanku, który znajdował się nieopodal. Długo nie czekała na autobus, bo po kilku minutach przyjechał. Na przystanku stała jeszcze jakaś dziewczyna, która pierwsza wsiadła do autobusu. Scarlet wsiadła za nią i również powiedziała, do jakiej szkoły chce się udać. Wypatrzyła ostatnie wolne miejsce i ruszyła w jego kierunku. Siedział tam chłopak mniej więcej w jej wieku, a na pustym siedzeniu trzymał plecak.
– Przepraszam, czy można usiąść? – zapytała grzecznie, a chłopak spojrzał na nią i dopiero po upływie kilkunastu sekund, zdjął plecak z siedzenia. – Dziękuję – odpowiedziała i usiadła. Włożyła słuchawki i puściła muzykę. Kiedy chowała telefon do kieszeni, zauważyła, że chłopak ciągle się jej przygląda. Posłała mu delikatny uśmiech i usiadła wygodnie.
Po kwadransie dziewczyna była na miejscu. Zaledwie kilka osób wysiadło, w tym dziewczyna z Loitsche oraz chłopak, obok którego siedziała. Spojrzała jeszcze raz na wielki budynek szkoły. Pierwsze co rzucało się w oczy to kolor pomarańczowy, a dopiero później półowalna część szkoły. Gimnazjum było o wiele większym budynkiem niż liceum, do którego uczęszczała w Polsce. Ruszyła za tłumem w stronę kolorowych drzwi. Kiedy przeszła przez nie, ujrzała również ogromny hall. Zastanawiała się, gdzie znajdzie sekretariat, do którego miała się zgłosić.
– Przepraszam – zaczepiła przechodzącą obok niej właśnie dziewczynę, ale ta tylko spojrzała na nią i wyśmiała ją. Szatynka nie poddawała się i próbowała dalej. Niestety nikt nie chciał jej pomóc. Kręciła się tak w kółko, aż wpadła na kogoś. Powoli odwróciła się i ujrzała chłopaka z autobusu. Nie był sam. Obok stało jeszcze czterech chłopaków.
– Przepraszam – powiedziała, uśmiechając się przepraszająco.
– Nic nie szkodzi. Pomóc ci jakoś? – zapytał, lustrując ją spojrzeniem.
– Nie wiesz może, gdzie jest sekretariat? Nie jestem stąd i…
– Musisz wejść w ten korytarzyk i skręcić w prawo. Potem dojdziesz do końca korytarza, skręcisz w lewo i jesteś na miejscu – odpowiedział, przerywając jej. Dziewiętnastolatka podziękowała i powolnym krokiem ruszyła w danym kierunku. Za sobą usłyszała jeszcze oddalającą się rozmowę młodych mężczyzn.
– To ona?
– Tak…
Do sekretariatu dotarła równo z dzwonkiem. Zapukała i od razu weszła. Za biurkiem siedział mężczyzna w idealnie skrojonej koszuli.
– Dzień dobry – przywitała się. – Nazywam się Scarlet Re i przyjechałam do państwa na wymianę z Polski. Miałam się zgłosić od razu tutaj, ale nie mogłam znaleźć…
– Aaa! To ty kochaniutka! Usiądź sobie, ja idę po pana dyrektora – to powiedziawszy, aż nazbyt ćwierkającym i przesłodzonym głosem, wstał i podszedł do brązowych drzwi. Zapukał trzy razy i wszedł do środka. Po kilku chwilach wyszedł i powiedział, że może wejść.
– Dzień dobry – przywitała się ponownie i weszła głębiej do gabinetu.
– Witaj – odpowiedział i od razu wstał. – Miło jest nam gościć cię w naszej szkole. Mam nadzieję, że miło będziesz wspominać spędzony u nas czas – dyrektor jeszcze przez chwilę mówił. Był to w miarę wysoki mężczyzna o rudych włosach. Przypominał trochę Ruperta Grinta w starszej wersji.
Gdy dyrektor Koslowski skończył wypełniać jakieś papiery, osobiście zaprowadził ją do klasy, w której odbywała się lekcja języka niemieckiego prowadzona przez panią Keller. Starsza wersja Ruperta weszła do klasy, bez pukania i wprowadziła nową uczennicę, przerywając prowadzony wykład.
– Dzień dobry – przywitał się. – Przepraszam, że przeszkadzam. Chciałbym wam przedstawić nową koleżankę z wymiany – powiedział i zostawił ją na środku klasy, a sam podszedł do nauczycielki, by zamienić kilka słów. Scarlet nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie lubiła być w centrum uwagi.
– Usiądź sobie koło Aarona – powiedziała nauczycielka i wskazała jej ostatnie puste miejsce. Szatynka udała się w jego stronę. Chłopak imieniem Aaron odsunął dla niej nawet krzesło w ostatniej ławce.
– Dzięki – odpowiedziała i usiadła. Powiesiła płaszcz na oparciu krzesełka i wyjęła zeszyt oraz pióro.
Uśmiechnęła się do chłopaka, który okazał się być tym samym nastolatkiem, którego już spotkała dwukrotnie. Dopiero teraz miała okazję mu się przyjrzeć. Miał ciemne włosy, prawie czarne, a raczej dredy zawinięte w dużego koka. Cera była koloru oliwkowego, a do tego wielkie piękne zielone oczy. Mała bródka była tego samego koloru co włosy. Posiadał nawet standardowe przekłucie w nosie, które nazywane jest nostril.
Poprawiła się na krzesełku i zaraz usłyszała głos pani Keller.
– Zechciej nam się przedstawić – poprosiła nauczycielka. Nowa uczennica wstała niechętnie i powiedziała:
– Nazywam się Scarlet i pochodzę z Polski.
– Dziękuję. Mam nadzieję, że klasa przyjmie cię miło. W razie jakichkolwiek trudności bądź problemów możesz się do mnie zgłosić. I niech ci ktoś pokaże na przerwie, gdzie jest szatnia. Nie można w klasie trzymać kurtek – powiedziała nauczycielka, która od razu wróciła do przerwanej lekcji. Szatynka tylko pokiwała głową i usiadła na miejscu.
Po skończonej lekcji Aaron wstał i powiedział, aby szła za nim. Nastolatek niósł jej płaszcz.
– Nie przedstawiłem się. Jestem Aaron – powiedział i podał jej rękę na powitanie. Scarlet zaśmiała się cicho i również podała dłoń na przywitanie, wymawiając automatycznie swoje imię. – Czym się interesujesz? – zapytał i wszedł do równie wielkiej szatni.
– W sumie niczym specjalnym. Lubię czytać, pisać opowiadania, grać na perkusji. Raczej mało atrakcyjne zajęcia, a ty?
– Interesuję się głównie muzyką – odpowiedział. Powiesili płaszcz i udali się z powrotem do klasy, w której mieli jeszcze jeden niemiecki. – A i muszę cię uprzedzić, jesteś skazana na mnie przez wszystkie lekcje – dodał z uśmiechem, od którego nie można było oderwać oczu. Dziewczynie już zaczynało się podobać w tej szkole. 

1 komentarz:

  1. Cudowny rozdział :) tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Bill to prawdziwy deBill ja rozumiem, że można kogoś nie lubić ale nie można używać takich słów. Scarlett to nie rzecz.. ufff cieszę się, że im nie uciekła. Pewnie na jej miejscu ucieklabym jak najdalej. Ale to ja :) Myśle, że ten Aaron namiesza dziewczynie w głowie :) Czekam na kolejny rozdział :) Caroline

    OdpowiedzUsuń